Z współczuciem poglądając na twarz swego pana.
Jechał w milczeniu, myśli tocząc w głowie siła.
Dłoń jego koniom cugle swobodno puściła;
Rumaki, które dawniej nieraz się widziało
Jak, na głos pana, serce w nich z ochoty drżało,
Teraz, z wzrokiem przygasłym i spuszczoną głową,
Zdały się z myśli jego zgodnie iść osnową.
Wtem, straszny krzyk, wychodząc jakby z morskiej fali,
Spokojną atmosferę zamącił w oddali;
Zaś, z łona ziemi, inny głos niemniej donośny,
Jękiem się ozwał na ten krzyk straszny i głośny.
Aż do dna serc wstrząsnęły nas te dziwne znaki;
Zjeżyły pyszne grzywy spłoszone rumaki;
Naraz, z jasnego grzbietu wilgotnej otchłani,
Olbrzymia góra wodna wściekle się bałwani;
Fala zbliża się, łamie, i wraz nam przed oczy
Srogie monstrum wyrzuca z pienistej roztoczy.
Czoło szerokie, zbrojne rogów groźnych parą;
Całe ciało okryte łuską żółto-szarą;
— Nawpół potężny buhaj, wpół smok rozjuszony —
Kadłub w fałdy się dziwne przewala skłębiony;
Przeciągły ryk odległe wybrzeża rozdziera.
Niebo na monstrum dzikie ze wstrętem poziera;
Ziemia zadrżała, aura buchnęła skażona,
Fala, co go przyniosła, zbiegła przerażona.
Wszystko pierzcha; w junactwo nie bawiąc się próżne,
W świątyni wnet schronienie znajduje usłużne.
Jeden Hipolit, godna odrośl bohatera,
Wstrzymuje konie, groty skwapliwie wybiera,
I wnet pociski, celną prawicą miotane,
Bestji plugawej w boku czynią wielką ranę.
Z bólu i ze wściekłości rycząc, potwór srogi
Pada, koniom strwożonym toczy się pod nogi,
I, kłębiąc się po ziemi, zionie im przed oczy,
Pyskiem strasznym, co pianę, krew i ogień toczy.
Strach je ponosi: wichrów para rozhukana
Nie zna już ani cugli, ani głosu pana;
Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/203
Ta strona została uwierzytelniona.