Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/310

Ta strona została uwierzytelniona.

W jaki sposób było możliwe, abym, z duszą z natury udzielającą się, dla której żyć to było kochać, nie znalazł dotąd przyjaciela wyłącznie dla siebie, prawdziwego przyjaciela, ja, który czułem się tak stworzony do tych związków? W jaki sposób było możebne, abym, przy zmysłach tak zapalnych, z sercem przesiąkniętem miłością, nie mógł bodaj raz zapłonąć tym ogniem dla określonego przedmiotu? Pożerany potrzebą kochania, nie mogąc jej nigdy w pełni zaspokoić, patrzałem, jak zbliżam się do bram starości i mam umrzeć nie poznawszy życia!
Te smutne ale rozczulające myśli pogrążyły mnie w zadumie pełnej żalu, a zarazem nie pozbawionej słodyczy. Zdawało mi się, że los jest mi winien coś, czego mi nie dał. Na co dał mi się urodzić z cudownemi zdatnościami, aby je zostawić do końca bez użytku? Poczucie wewnętrznej wartości, rodząc we mnie świadomość krzywdy, wynagradzało mi ją do pewnego stopnia i wyciskało z oczu łzy, którym z lubością pozwalałem płynąć.
Oddawałem się tym dumaniom w najpiękniejszej porze roku, w czerwcu, w cieniu świeżej zieloności, przy śpiewie słowika, szmerze strumienia. Wszystko spiknęło się, aby mnie pogrążyć w tej zbyt upajającej miękkości, dla której byłem stworzony, ale od której powinien mnie był na zawsze oswobodzić twardy i surowy ton, na jaki nastroiło mnie długie wewnętrzne wrzenie. Na nieszczęście, przypomniał mi się obiad w zamku Toune i spotkanie z dwiema uroczemi dziewczynami, o tej samej porze, w miejscowości niemal podobnej do tej, w jakiej znajdowałem się w tej chwili. Wspomnienie to, jeszcze słodsze przez łączącą się z niem pamięć ówczenej niewinności, przyniosło mi inne, tegoż samego rodzaju. Niebawem, ujrzałem w myślach koło siebie wszystkie istoty, które napawały wzruszeniem mą młodość, pannę Galley, de Graffenried, de Breil, panią Bazile, de Larnage, moje młode uczenice, aż do powabnej Zulietty,