Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/338

Ta strona została uwierzytelniona.

dectwu zmysłów, starej baśni, której daty nikt nie wie, i którą każdy przykrawa na swój sposób? Toć to jedynie stek niedorzeczności, mimo iż ludzie wypruwają sobie o nie serca i wydzierają oczy!“ Podczas gdy tak rozumował, wzburzone fale kołysały go na desce, aż usnął. Spi sobie smaczno, tymczasem wiatr wzmaga się, fala unosi deskę, i oto młody mędrek znajduje się na morzu.
Marszałkowa. Niestety! to nasz wierny obraz: każdy z nas na swojej desce; wiatr dmie, i fala nas unosi.
Krudeli. Kiedy się obudził, był już daleko od lądu. Zdumiał się, ujrzawszy się na pełnem morzu; zdumiał się jeszcze więcej, skoro, straciwszy z oczu brzeg na którym przechadzał się przed chwilą, ujrzał morze spływające się z niebem ze wszech stron. Wówczas, zaczął podejrzewać, iż mógł się snadno pomylić, i że, o ile wiatr nie zmienił kierunku, zaniesie go może na ów brzeg, między tych mieszkańców, o których babka mówiła mu tak często.
Marszałkowa. Nic pan nie mówi jak musiał się przeląc.
Krudeli. Ani trochę. Powiadał sobie: „Cóż mi to szkodzi, bylem gdzieś wylądował? Rozumowałem jak postrzeleniec, prawda; ale byłem szczery, a to wszystko czego można odemnie wymagać. Jeżeli posiadanie rozumu nie jest cnotą, jego brak nie może być zbrodnią“. Tymczasem, wiatr dmie dalej, deska płynie, i tajemniczy brzeg zaczyna się ukazywać: Meksykanin przybił doń, i oto jest w nieznanym kraju.
Marszałkowa. Spotkamy się tam kiedyś, panie Krudeli.
Krudeli. Pragnę tego, pani marszałkowo; w każdym czasie i miejscu, zawsze będzie dla mnie szczęściem przedłożyć pani moje służby. Ledwie opuścił deskę i stanął na lądzie, spostrzegł czcigodnego starca stojącego tuż przed nim. Spytał gdzie jest i z kim ma zaszczyt mówić. „Jestem panem tego kraju“, odparł starzec. Słysząc to, młody człowiek upadł na twarz. „Wstań, rzekł starzec. Przeczyłeś memu istnieniu? — W istocie. —