GĄSKA. Czy pa-ani mniemasz, że ja nie ro-ozumiem pro-ocesu?
MARCELINA. Nie, panie sędzio (do Bartola). W kogóżeśmy wpadli! (do Gąski). Jakto! to pan będziesz nas sądził?
GĄSKA. Czyż w innym celu nabyłem swoją po-osadę?
MARCELINA, wzdychając. To wielkie nadużycie taki handel!
GĄSKA. Tak, le-epiejby było dawać je nam darmo. Przeciw ko-omu skarga?
MARCELINA. Przeciw temu oto niegodziwcowi, panie sędzio.
FIGARO, bardzo wesoło, do Marceliny. Może przeszkadzam? — Hrabia przybędzie za momencik, panie radco.
GĄSKA. Wi-idziałem już gdzieś tego chło-opca.
FIGARO. U szanownej małżonki pańskiej, w Sewilli, do jej usług, panie radco.
GĄSKA. Kie-edyż-to?
FIGARO. Nieco mniej niż rok przed urodzeniem szanownego młodszego syna pańskiego. Śliczny chłopak, dumny zeń jestem.
GĄSKA. Tak, najła-adniejszy ze wszystkich. Powiadają, że ty tu coś bro-oisz?
FIGARO. Pan radca nadto łaskaw. Ledwie jest o czem mówić.
GĄSKA. O-bietnica małżeństwa! Ha, ha! biedny du-udek!
FIGARO. Panie radco...