Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/414

Ta strona została uwierzytelniona.

czone; alabastrowe ręce przyciskały do piersi hebanowy krucyfiks; szkaplerz, znak jej ślubów, wisiał na szyi. Zdawała się niby zaczarowana przez Anioła melancholji i przez podwójny sen niewinności i grobu. Nie widziałem nic bardziej niebiańskiego. Ktoby nie wiedział, że ta młoda dziewczyna wprzódy cieszyła się światłem dnia, wziąłby ją za posąg uśpionej dziewicy.
Zakonnik nie przestał modlić się przez całą noc. Siadłem w milczeniu w głowach żałobnego łoża. Ileż razy, podczas jej snu, dźwigałem na kolanach tę uroczą główkę! Ileż razy pochylałem się aby słyszeć i wdechać jej oddech! Ale teraz, żaden szmer nie dobywał się z nieruchomego łona: próżno oczekiwałem przebudzenia tej piękności!
Księżyc użyczył swej bladej pochodni żałobnemu czuwaniu. Wyszedł, w połowie nocy, jak biała westalka, która przychodzi płakać na trumnie towarzyszki. Niebawem rozlał po lasach ową wielką tajemnicę melancholji, którą lubi opowiadać starym dębom i odwiecznym wybrzeżom morskim. Od czasu do czasu, zakonnik zanurzał ukwieconą gałąź w poświęconą wodę; następnie, potrząsając wilgotną kiścią, napawał noc balsamami nieba. Niekiedy, powtarzał na starodawną nutę parę wierszy dawnego poety, imieniem Job; mówił:
„Minąłem jak kwiat; uschłem jak ziele polne.
„Dlaczego dano światło nędzarzowi, a życie tym, którzy są w goryczy serca?“
Tak śpiewał starzec. Poważny i jak gdyby rytmiczny jego głos toczył się w milczeniu pustyni. Imię Boga i grobu wychodziło ze wszystkich ech, ze wszystkich strumieni, lasów. Gruchania wirgińskiego gołębia, spadek potoku w górach, brzęczenie dzwonu, który wołał podróżnych, mieszały się z temi żałobnemi pieśniami; zdawało się, iż w Gajach śmierci rozbrzmiewa odległy chór tych co minęli, i odpowiada głosowi Samotnika.
Tymczasem, na wschodzie, zarysowała się smuga złota. Jastrzębie krzyczały na skałach, a kuny skryły się w dziup-