szczęsna dziewczyno!“ Zaczem, wylewając strumienie łez, wyrwałem się z tych miejsc, zostawiając, u stóp pomnika natury, bardziej dostojny pomnik: skromny nagrobek cnoty.
...Czy to przez wrodzoną chwiejność, czy przez uprzedzenie do klasztornego życia, zmieniłem zamiar i postanowiłem puścić się w podróż. Pożegnałem się z siostrą; uścisnęła mnie ruchem który podobny był do radości, tak jakby szczęśliwa była z tego rozstania; nie mogłem się obronić gorzkiej myśli o niestałości ludzkich uczuć.
Zaczem, pełen zapału, rzuciłem się sam jeden w ten burzliwy ocean świata, którego ani portów ani raf nie znałem. Odwiedziłem najpierw ludy, których już niema; zapragnąłem usiąść na szczątkach Rzymu i Grecji, krajów o silnej i mądrej pamięci, gdzie pałace tkwią zagrzebane w prochu, a mauzolea królów ukryte wśród głogów. Siło przyrody a słabości człowieka! źdźbło trawy przebija często najtwardszy marmur, którego wszyscy ci zmarli, tak potężni, nie podniosą nigdy!
Niekiedy, wysoka kolumna jawi się samotnie wśród pustyni, tak jak wielka myśl wznosi się, od czasu do czasu, w duszy spustoszonej przez wiek i nieszczęścia.
Rozmyślałem nad temi pomnikami, we wszystkich przygodach i we wszystkich godzinach dnia. Toż samo słońce, które widziało jak rzucano fundamenty pod te groby, kładło się, w moich oczach, majestatycznie na ich ruinach; księżyc, wznoszący się na czystem niebie między dwiema wpół strzaskanemi urnami popiołów, oświecał blado grobowce. Często, w promieniach tej gwiazdy tak nastrajającej do marzenia, zdało mi się, że widzę Ducha wspomnień, jak siada zamyślony u mych stóp.