Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/419

Ta strona została uwierzytelniona.

przed trybunałem pokuty. Każdy, kto opuszczał ten przybytek, wychodził z bardziej rozjaśnioną twarzą; głuche zaś hałasy dochodzące z zewnątrz zdawały się niby fale namiętności i burz świata, zamierające u stóp świątyni Pańskiej. Wielki Boże, który widziałeś łzy moje płynące tajemnie w tych świętych zaciszach, wiesz ile razy rzucałem się do twych stóp, błagając abyś mnie zwolnił z ciężaru istnienia lub też odmienił we mnie dawnego człowieka! Ach! któż nie czuł niekiedy potrzeby odrodzenia się, odmłodzenia w wodach rzeki, skrzepienia duszy w źródle życia? Któż nie czuje się niekiedy przygnieciony ciężarem własnego skażenia, niezdolnym uczynić nic wielkiego, szlachetnego, sprawiedliwego?
Kiedy zapadał wieczór, wówczas, kierując się z powrotem ku swemu schronieniu, zatrzymywałem się na moście aby oglądać zachód słońca. Czerwony krąg, rozpłomieniając opary miasta, zdawał się wahać powoli w złotej cieczy, niby wahadło zegaru wieków. Szedłem wreszcie ku domowi wśród zapadającej nocy, przez labirynt samotnych uliczek. Patrząc na światła błyszczące w domach ludzkich, przenosiłem się myślą w kryjące się tam sceny bólu i radości, i myślałem, że, pod tyloma zamieszkałemi dachami, ja nie mam przyjaciela. Wśród tych dumań, na wieży katedry gotyckiej biła miarowemi uderzeniami godzina, powtarzała się na wszystkie tony od kościoła do kościoła. Niestety! każda godzina w społeczeństwie ludzi otwiera grób i każe płynąć łzom.
To życie, które mnie w pierwszej chwili oczarowało, stało mi się niebawem nie do zniesienia. Znużyło mnie powtarzanie się tych samych scen i tych samych myśli. Zacząłem zgłębiać własne serce, pytać czego pragnę. Nie wiedziałem; ale wydało mi się nagle, iż z rozkoszą znalazłbym się w lesie. I oto już byłem gotów zakończyć na wiejskiem wygnaniu drogę życia ledwie rozpoczętą, a w której już pochłonąłem wieki.
Chwyciłem się tej myśli z zapałem, jaki wkładam we