wszystkie zamiary; wyjechałem natychmiast aby zakopać się w chatce, tak jak ruszyłem niegdyś aby objechać świat dokoła.
Winią mnie, iż jestem niestały w upodobaniach, że nie umiem się długo karmić jedną chimerą, że jestem pastwą wyobraźni, która kwapi się docierać do dna mych rozkoszy, jak gdyby się czuła przygnieciona ich trwaniem; obwiniają mnie, że zawsze wybiegam poza cel który mogę osiągnąć: niestety! szukam jedynie nieznanego dobra, którego przeczucie mnie prześladuje. Czy to moja wina, jeżeli znajduję wszędzie granice, jeżeli to co skończone nie ma dla mnie żadnej wartości? Mimo to, czuję, iż przywiązuję się w życiu do pewnej monotonji wrażeń, i, gdybym był jeszcze na tyle szalony aby wierzyć w szczęście, szukałbym go w przyzwyczajeniu.
Bezwarunkowa samotność, widok natury, wprowadziły mnie niebawem w stan niepodobny prawie do opisania. Bez rodziny, bez przyjaciół, można powiedzieć, sam na ziemi, nie zaznawszy jeszcze uczucia miłości, byłem niejako zmiażdżony nadmiarem życia. Niekiedy oblewałem się nagle rumieńcem, czułem jak w mojem sercu krążą niby strumienie żarzącej lawy; niekiedy wydawałem mimowolne krzyki; czym śnił czym czuwał, noce moje zarówno były niespokojne. Brakowało mi czegoś, aby wypełnić otchłań istnienia: schodziłem w doliny, wspinałem się na góry, przywołując całą siłą pragnień ideał przyszłej namiętności; tuliłem go w podmuchu wiatrów; zdawało mi się że słyszę go w jęku rzeki; wszystko było tym urojonym majakiem, i gwiazdy w niebie, i nawet sama zasada wszechżycia...
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
...Zasłaniając na chwilę oczy chustką, wszedłem pod dach przodków. Przebiegałem echowe komnaty, w których słychać było jedynie hałas moich kroków. Pokoje były ledwie oświetlone słabem światłem, które przedzie-