Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/488

Ta strona została uwierzytelniona.

czanem na grzbiecie, z rozwianą szarfą, w trzewikach sznurowanych na krzyż. Za nią gna sfora psów i nimfy o harmonijnych imionach. — Obrazy moje malowane są w czterech tonach jak obrazy prymitywów, a często są to jedynie kolorowane płaskorzeźby; lubię bowiem dotykać palcem tego co widzę i śledzić krągłość konturów w ich najbardziej ulotnych zagięciach; rozważam każdą rzecz ze wszystkich profilów i krążę dookoła ze światłem w dłoni. — Patrzałem na miłość w świetle starożytności, coś niby na kawał mniej lub więcej doskonałej rzeźby. Jak się przedstawia ramię? Nieźle. — Ręce wcale delikatne. — Co sądzisz o tej nodze? Uważam, że kostce brak jest szlachetnego rysunku: pięta też dość pospolita. Ale piersi dobrze osadzone i o dobrym zarysie, linja bioder spływa dość falisto, ramiona pulchne i dobre w typie. — Ta kobieta byłaby niezłym modelem i wartoby z niej odlać to i owo. — Kochajmyż ją.
Zawsze byłem taki. Mam dla kobiet spojrzenie rzeźbiarza, nie kochanka. Całe życie troszczyłem się jedynie o kształt naczynia, nigdy o właściwość tego, co się w niem mieści. Gdybym miał w ręce puszkę Pandory, sądzę, że nie byłbym jej otwarł.
O, stary świecie! wszystko co czciłeś, jest oto w pogardzie; bóstwa twoje, strącone, leżą w pyle; wychudli anachoreci ubrani w postrzępione łachmany, zlani krwią męczennicy z plecami poszarpanemi przez tygrysy twoich cyrków porozsiadali się na piedestałach tak pięknych i uroczych bogów: — Chrystus owinął świat swym całunem. Piękność nawet musi się rumienić za siebie samą i oblekać śmiertelne gzła. — Piękni młodzieńcy o członkach natartych oliwą, walczący w liceum lub gimnazjach, pod promiennem niebem, w pełnem słońcu Attyki, wobec zachwyconego tłumu: młode dziewczęta spartańskie, zawodzące weselne tańce i wbiegające nago aż na wierzchołek Tajgetu, podejmijcie swoje tuniki i chlamidy: — królestwo wasze minęło. A wy, urabiacze marmuru, Prometeusze bronzu, skruszcie dłuta: