— Widzisz, jakie jest moje Eldorado, moja ziemia obiecana: ot, marzenie jak inne; ale to ma odrębnego, że nie wprowadzam doń żadnej znanej postaci; żaden z przyjaciół nie przekroczył progu tego urojonego pałacu; żadna z kobiet, które znałem, nie zasiadła obok mnie na aksamicie poduszek: jestem sam, pośród samych złud. Nigdy nie przyszło mi na myśl kochać te wszystkie kobiece postacie, wszystkie te wdzięczne cienie dziewczęce, którymi zaludniam swój raj; nigdy nie przypuszczałem, aby która z nich mogła być we mnie rozkochana. W tym fantastycznym seraju nie stworzyłem dla siebie faworyty ni sułtanki. Są tam murzynki, mulatki, żydówki o błękitnej skórze i rudych włosach, Greczynki i Czerkieski, Hiszpanki i Angielki; ale to są dla mnie jedynie symbole barwy i linji: posiadam je tak, jak się posiada wszelkie rodzaje win w piwnicy, i odmiany kolibrów w kolekcji. Są to przyrządy do rozkoszy, obrazy które nie potrzebują ram, posągi które przychodzą kiedy je zawołasz i kiedy zdejmie cię ochota przyjrzeć się im zbliska. Kobieta ma nad posągiem tę niezaprzeczoną przewagę, że obraca się sama w stronę w którą sobie życzysz, podczas gdy statuę trzeba obchodzić dokoła i dobierać właściwy punkt widzenia; — co jest nużące...
Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/490
Ta strona została uwierzytelniona.