Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/503

Ta strona została uwierzytelniona.

FORTUNIO. Tak, lepiej było powiedzieć mi wprost; klnę się na Boga, wszystko byłbym zrobił dla pani.

JOANNA. Wszystko dla mnie? jak pan to rozumie?

FORTUNIO. Ach! Joanno, Joanno! widać go bardzo kochasz: to musi być ciężko tak kłamać i drwić bez litości.

JOANNA. Ja, drwię?... Kto to powiedział?

FORTUNIO. Błagam panią, nie kłam dłużej; dość już na tem, wiem wszystko.

JOANNA. Ale cóż wreszcie? co pan wie?

FORTUNIO. Byłem wczoraj w pokoju, kiedy Clavaroche był tutaj.

JOANNA. Czy podobna? byłeś w alkowie?

FORTUNIO. Tak, byłem; na imię nieba, nie mów już nic o tem.

(Milczenie).

JOANNA. Skoro pan wie wszystko, nie pozostaje mi nic, jak tylko prosić, abyś zachował milczenie. Zbyt dobrze czuję swoje winy wobec pana, abym się siliła pomniejszać je w twych oczach. Inny niż pan zrozumiałby może, do czego zmusza konieczność i dokąd może pociągnąć; mógłby, jeżeli nie rozgrzeszyć, to przynajmniej usprawiedliwić moje postępowanie; ale, na nieszczęście, jest pan tu stroną zbyt interesowaną, aby być pobłażliwym sędzią. Poddaję się i czekam.

FORTUNIO. Niech się pani zbędzie wszelkiej obawy. Raczej utnę sobie tę rękę, niżbym uczynił coś, coby pani mogło zaszkodzić.

JOANNA. Wystarczy mi pańskie słowo, nie mam prawa wątpić o niem. Winnam rzec nawet, że, gdyby pan o niem zapomniał, i wówczas nie byłoby mi wolno