się skarżyć. Nierozwaga moja zasłużyła na karę. Nie znałam pana wówczas, kiedym się zwróciła do pana. Jeśli ta okoliczność pomniejsza mą winę, zwiększała ona równocześnie moje niebezpieczeństwo. Skoro się na nie naraziłam, obejdź się ze mną jak zechcesz. Tych kilka słów, które wymieniliśmy wczoraj, wymagałoby może objaśnienia. Nie mogąc usprawiedliwić wszystkiego, wolę raczej zmilczeć. Niech mi pan pozwoli wierzyć, że zranioną jest tu jedynie pańska duma. Jeśli tak jest, niechaj te dwa dni pójdą w niepamięć; kiedyś pomówimy o nich jeszcze.
FORTUNIO. Nigdy; oto pragnienie mego serca.
JOANNA. Jak pan zechce; trzeba mi być posłuszną. Jeśli wszelako nie mam już pana widzieć, chciałabym dodać jeszcze słówko. Co się tyczy pana i mnie, jestem bez obawy, skoro mi pan przyrzeka milczenie; ale jest inna osoba, której obecność w tym domu może mieć przykre następstwa.
FORTUNIO. W tym przedmiocie nie mam nic do powiedzenia.
JOANNA. Proszę, abyś mnie pan wysłuchał. Wszelki zatarg pomiędzy panem a nim, czuje to pan, byłby moją zgubą. Zrobię wszystko aby temu zapobiec. Wszystkiemu, czegobyś wymagał, poddam się bez szemrania. Niech się pan nie rozstaje ze mną, nie zastanowiwszy się dobrze; niech pan sam podyktuje warunki. Czy osoba, o której mówię, ma się stąd oddalić na jakiś czas? Czy ma pana przeprosić? Wszystko, co pan uznasz za właściwe, przyjmę jako łaskę, a tamta osoba jako powinność. Wspomnienie paru żarcików skłania mnie do zapytania w tym względzie. Czego pan żąda; niech pan powie.
FORTUNIO. Nie żądam niczego; kocha go pani, żyj w pokoju, póki on będzie cię kochał.