nie możesz tak wyjść. Zaczekaj chociaż chwilę. Skoro ci zadałam tyle bólu, daj mi się choć pielęgnować.
FORTUNIO. To zbyteczne, muszę iść. Przebacz mi, pani, cokolwiek mogłem powiedzieć; nie panowałem nad słowami.
JOANNA. Co mam przebaczyć? Ach, to ty nie chcesz mi przebaczyć! Ale co cię tak nagli? czemu chcesz odejść odemnie? twoje spojrzenia szukają jeszcze czegoś. Czy mnie nie poznajesz? Siedź spokojnie, błagam. Przez miłość twoją dla mnie, Fortunio, nie możesz jeszcze wyjść.
FORTUNIO. Nie! żegnaj, nie mogę zostać.
JOANNA. Och, wyrządziłam ci wiele złego.
FORTUNIO. Wołano mnie właśnie, kiedy szedłem tutaj; żegnaj, pani, możesz liczyć na mnie.
JOANNA. Czy cię zobaczę jeszcze?
FORTUNIO. Jeżeli pani sobie życzy.
JOANNA. Przyjdziesz dziś wieczór do salonu?
FORTUNIO. Jeżeli pani każe.
JOANNA. Idziesz więc? — jeszcze chwilę!
FORTUNIO. Zegnaj! żegnaj! nie mogę zostać dłużej. (Wychodzi).
JOANNA (woła). Fortunio! słuchaj mnie!
FORTUNIO (wraca). Co pani każe?
JOANNA. Słuchaj, muszę z tobą mówić. Nie chcę prosić cię o przebaczenie; nie chcę wracać do tego wszystkiego, nie chcę się usprawiedliwiać. Jesteś dobry, dzielny i szczery; ja byłam fałszywa i przewrotna: nie chcę się rozstać z tobą w ten sposób.