Przyjaciel mój, wojskowy, który umarł na jakąś febrę w Grecji przed kilku laty, opowiedział mi raz pierwszą potrzebę, w której brał udział. Opowiadanie jego uderzyło mnie tak, iż, znalazłszy chwilę czasu, spisałem je z pamięci. Oto ono:
Przybyłem do pułku 4 sierpnia wieczorem. Zastałem pułkownika w biwakach. Zrazu przyjął mnie dość szorstko; ale, przeczytawszy list polecający generała B***, zmienił ton i zagadnął mnie dość uprzejmie.
Przedstawił mnie swemu kapitanowi, który właśnie wrócił z rekonesansu. Kapitan ten, którego nie miałem czasu poznać bliżej, był to wysoki brunet, o twardej i odpychającej fizjognomji. Wyrósł z prostego żołnierza; epolety i krzyż zdobył na polu bitwy. Głos jego, zachrypnięty i wątły, stanowił dziwny kontrast z gigantyczną niemal postawą. Mówiono mi, że ten szczególny głos zawdzięcza kuli, która przeszła go na wylot w bitwie pod Jeną.
Dowiedziawszy się, że przybywam ze szkoły w Fontainebleau, skrzywił się i rzekł:
— Mój porucznik padł wczoraj...
Zrozumiałem, że chce powiedzieć: „To pan masz go zastąpić, a nie jesteś do tego zdolny“. Już miałem na ustach jakieś ostre słówko, ale się wstrzymałem.
Księżyc wynurzył się z poza reduty Cheverino, położonej o dwa armatnie strzały od naszego biwaku. Był duży i czerwony, jak zazwyczaj w chwili gdy wstaje. Ale tego wieczora wydał mi się niezwykle duży. Przez
Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/513
Ta strona została uwierzytelniona.
WZIĘCIE REDUTY.