Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/531

Ta strona została uwierzytelniona.

nie oglądając się już poza siebie; przebyliśmy już czas młodości, beztroski i błazeństwa. Wszystko to bardzo piękne, możnaby z tego sklecić ładną powieść; ale ta komedja miłosnych szaleństw, to marnotrawstwo dni straconych z rozrzutnością ludzi którym się zdaje że mają wieczność do rozdania, wszystko to musi mieć swój koniec. Pod grozą słusznej wzgardy świata, pod grozą wzgardy dla samych siebie, niepodobna tak żyć poza nawiasem społeczeństwa, poza nawiasem życia niemal. Ostatecznie bowiem, czyż to nie są bardzo problematyczne korzyści? Prawdziwa swoboda, to móc się obejść bez drugich, istnieć o własnych siłach; czy to umiemy? Nie! pierwszy z brzegu łajdak, którego nazwiska nie chcielibyśmy nosić ani pięć minut, mści się za nasze szyderstwa i staje się naszym władcą i panem, skoro pożyczamy od niego pięć franków; a nim je pożyczy, kosztuje nas to za sto talarów chytrości lub upokorzeń. Co się mnie tyczy, mam tego dosyć. Poezja istnieje nietylko w bezładzie życia, w improwizowanem szczęściu, w miłostkach trwających tyle co ogarek świecy, w mniej lub więcej ekscentrycznych buntach przeciw przesądom, które wiecznie będą władały światem: łatwiej obalić dynastję, niż zwyczaj bodaj najniedorzeczniejszy. Nie wystarczy włożyć letni paltot w grudniu, aby mieć talent; można być poetą i prawdziwym artystą mając całe buty i jadając trzy razy na dzień. Mimo wszystko co się gada i robi, chcąc dojść do czegoś, trzeba zawsze wędrować ubitym gościńcem. Ta przemowa zdziwi cię może, druhu Rudolfie; powiesz, że kruszę swoje bóstwa, nazwiesz mnie filistrem, odstępcą, a jednak to moje szczere przekonanie. Bezwiednie odbyła się we mnie powolna i zbawcza metamorfoza: rozsądek wstąpił do mego ducha, z włamaniem jeśli chcesz, i może bez mej woli; ale, ostatecznie, wstąpił i wzkazał mi, że jestem na złej drodze i że upierać się przy niej byłoby śmieszne i niebezpieczne zarazem. W istocie, cóż się stanie, jeśli będziemy nadal upra-