Chwile szczęścia leniwe, lub może i one
Kłamstwem są, mnie nad wszelką prawdę ulubione?
Ach, spływa przebaczenie, niby woni smugą,
Na serca, złym ciężarem ciśnione tak długo;
Pierzchają w nicość nasze inkuby, sukuby,
Ja — Ty, nic więcej; szczęścia spazm ożywczy, luby,
Ciepły jak powiew wiosny po zimowym wichrze.
Hej, przybywajcie, myśli wy nasze najcichsze,
Bóle najdziecinniejsze, najtkliwsze spojrzenia:
Już żadnych dąsów, chimer, żadnego boczenia;
Niech szczery pokój szczęście na zawsze uwięzi
W tem gniazdku dwojga biednych ptasząt na gałęzi...
Niepoprawna, ty. Ale tak już los nam znaczy.
Oto, czemu ci serce me smutne przebaczy,
Serce szalone, tkliwe, ach, więcej niż trzeba...
Niepoprawna, ty, wedle rozkazania Nieba,
By skarać ciebie samą i pomścić me zbrodnie.
(I te wysokie funkcje spełniasz arcygodnie).
Niepoprawna, ty: wina to przeszłości onej
Twojej przeszłości nędznej, brutalnej, szalonej,
Jak i mojej ostatnio; niegdyś bowiem byłem
Dzielny, w me władztwo świata niezłomnie wierzyłem,
I szedłem jurny, durny, kipiący, zuchwały,
Żyjąc za dwóch, do piersi mej garnąc świat cały.
Ach, tak! te dwie istoty, które moja biedna
Osoba mieści w sobie: nazbyt wzniosła jedna,
Zbyt szlachetna, zbyt górnym wędrująca krajem,
Druga trącąca mocno błaznem i hultajem!
Później, nieszczęście zgięło mi kark, i w pokorze
Stałem się jako inni; lichszym od nich może
— Jabłuszko już schrupane, ot, ogryzek w dłoni —
Ba, mniejsza, skorom ciebie wyłowił z tej toni,
Najlepszą cząstkę w naszym tu godzinnym bycie,