Strona:PL Boy - Antologia literatury francuskiej.djvu/556

Ta strona została uwierzytelniona.

Ach, kiedy ciebie niema dla jakiejś przyczyny,
Takiej lub innej, jakże wloką się godziny,
Jak czuję się sierotą biednym, osowiałym
Bez swej mamusi, z okiem i sercem nabrzmiałem!
Stopniowo, senność jakaś powieki me trąca,
Zgryzota staje mi się jakaś mniej piekąca,
Mniej drażniąca w poczuciu swej własnej niemocy,
I stopniowo, pomału, niepokój mych nocy,
Twem ciałem przepojony cały we śnie zrazu,
Oczyszcza się, dusznego nabiera wyrazu,
Odmężcza się jakoby w żarliwej przyjaźni,
Lecz czystej, wyzwolonej z mętów wyobraźni,
I oto towarzysza masz w swoim kochanku.
Cudowny odcień — niby chłód letniego ranku —
Zar ognia w brzasku zmienia się blade jasności...
Gdyby więc, nie zrzekając się naszej miłości,
(Od takiej niewdzięczności niech nas Bóg ochrania!)
Gdybyśmy się tak jęli owego zadania,
Spróbowali, ot, nic nie przesądzając z góry,
Fortelu zesłanego podszeptem natury,
Surowego dla zmysłów zwydrzonych łakomstwa,
Ot, coś jakby rozwodu, lecz bez wiarołomstwa,
Słodzonego pewnością rychłego nawrotu?
Gdybyśmy unikali tego kołowrotu
Zderzeń i mniej dzierżyli się w szyku bojowym?
I, w rozumnej dyskrecji, nie trącając słowem
Owej drażliwej kwestji, wspólnie jęli dzieło
Przyjaźni, którą czasem by się ot, nagięło,
Czasem, w miarę ochoty, do kaprysu chwili,
Lub też często... Gdybyśmy, ot, tak sobie żyli,
W ciszy, spokoju, w szczęścia zachwyceniu rzewnem,
Snuli dzionki, z szacunkiem oglądane pewnym
Przez poczciwych sąsiadów oczy dość głupawe,
Ale których uznanie dobrą wróży sławę
I spokój, zacnym ludziom kosztowny i zdrowy.
Cóż ty na to? Nieprawdaż? My, ten dubeltowy
Nicpoń, dwupłciowy cygan, włóczęga uparty,