Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/10

Ta strona została przepisana.

Po obu stronach ganku, z którego szerokie schody kamienne prowadziły do wnętrza, jakiś dawny właściciel kazał postawić dwa lwy, wyrzeźbione z krajowego kamienia. Zczasem posągi poczerniały i pokryły się mchem, spoglądając obojętnie na przesuwające się pokolenia, na ich bóle i rozkosze.
W parku również mnóstwo było sprzeczności, taksamo jak w budowie zamku. Część zasadzona wiązami, jaworami i figami miała ujmujący powab natury, pozostawionej samej sobie. Ale wpobliżu zamku większa część drzew i krzewów nie była zostawiona dowolnie wybrykom niepodległości; ogrodnicy nadawali im najdziwaczniejsze kształty, lecz cięte cisy i bukszpany i stare grabowe szpalery, zaniedbane teraz zupełnie, nabrały tego szczególnego wdzięku, którym czas przyodziewa, jak najpiękniejszym strojem, nawet najbardziej dziwne objawy gustu ludzkiego.
Obecny właściciel zamku nie dopatrzył w nim pewno nigdy artystycznej piękności. Kupił zamek dlatego, że był to dobry interes dla jego kieszeni, a zarazem pochlebiał jego próżności. Podziw ludzi znających się na zabytkach sztuki podnosił w jego oczach wartość starożytnej budowy. Pan Jeuffroy posiadał zmysł praktyczny do interesów i szczęście sprzyjało mu dosyć, a że przy tem był niesłychanie skąpy, dorobił się więc znacznego majątku. Lecz poza obrębem swoich interesów nie wiedział o niczem więcej.
Ożenił się w podeszłym już wieku z panną pochodzącą z rodziny szlacheckiej, młodą i piękną,