Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/100

Ta strona została przepisana.

— Do licha! — zawołał.
Dwaj mężczyźni spoglądali na siebie w milczeniu; Preymont usiłował odzyskać zimną krew i zaprzeczyć oczywistości, Jerzy zaś którego szczery charakter zwyciężył urazę, chwycił dłoń Marka i uścisnął ją gorąco; wspomnienia dawnej przyjaźni wzruszyły go głęboko.
— Ach! biedny stary przyjacielu, czy to być może? — ozwał się wreszcie z uczuciem. — Więc i ty kochasz ją także?
Te słowa wypowiedziane nagle i gorąco oprzytomniły nieco Marka. Poczuł w tej chwili jak niesprawiedliwym był dla Jerzego.
— Szalony jesteś — rzekł też głosem, w którym czuć było jeszcze lekkie drżenie. — Czyż ja jestem stworzony do miłości? Już dawno wyrzekłem się tego złudzenia. Lecz przyjaźń moja dla niej jest tak żywa, że wyznaję, iż mam ci za złe, że postępujesz tak nieoględnie, gdy chodzi o kobietę zasługującą na szacunek.
Saverne, który chodzi! po pokoju, zawołał:
— Mówisz o szacunku! Ależ ja ją szanuję a zarówno jak kocham. Mój drogi, postaw się na mojem miejscu. Od pierwszego wejrzenia pokochałem tę młodą dziewczynę, która jest najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek znałem. Bawiąc tu kilka miesięcy starałem się o jej względy i chciałem ją pocieszyć po doznanem rozczarowaniu, cóż w tem nadzwyczajnego, ale powiedz mi, czy ci przypadkiem nie wszedłem w drogę?
— Czy ja mówię kiedy nieprawdę? — odparł chłodno Marek.