Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/101

Ta strona została przepisana.

Saverne nie nalegał dłużej i poprzestał na tem zapewnieniu.
— Nie mówmy więc o tem — zaczął. — Jadę do Paryża, dla ukończenia niemiłej sprawy, która mnie krępuje i wracam jaknajprędzej, aby się oświadczyć. Zdaje mi się, że państwo Jeuffroy są dziś u was na śniadaniu?
— Tak.
— Bardzo dobrze; oznajmię im, że wyjeżdżam jutro.
Preymont pozostawszy sam zabrał się gorliwie do pracy, chcąc tym sposobem zagłuszyć i odurzyć swe serce. Zwiedził całą fabrykę i zdjęty litością dla istot cierpiących, darował jednemu z robotników dość ważne przewinienie, które kiedyindziej byłby ukarał z pewnością.
Wychodząc z fabryki powtarzał sobie, że dość już tych mrzonek i zdawało mu się, że ma przecie tyle siły, aby zapanować nad sobą i nie okazać ludziom swoich cierpień.
Przy śniadaniu słuchał z uśmiechem utyskiwań patia Jeuffroy, ubolewającego nad Markiem z powodu, wypadku, który takie oburzenie wywołał w miasteczku. Chodziło tu o człowieka, wspomaganego do śmierci przez pana de Preymont, który umierając żądał, aby mu wyprawiono pogrzeb cywilny.
— Powtarzałem wszędzie, mój kuzynie, — mówił pan Jeuffroy — że była to wielka dla ciebie przykrość. Któżby pomyślał, że łożyłeś pieniądze na wspieranie złego człowieka. Gdybym był na twojem miejscu, nie darowałbym sobie tego