Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/106

Ta strona została przepisana.

postać, aby lepiej zobaczyć wyraz przestrachu i niemej prośby, malujący się na twarzy Zuzanny.
— Umieram z trwogi tutaj — szepnęła cofając szybko rękę. — Wyjdźmy już, dobrze?
— Niech pani się wesprze na mojem ramieniu — odpowiedział Jerzy, któremu krew uderzyła do głowy, gdy Zuzanna mimowoli objawiała o niego trwogę. Przeprowadzę panią bezpiecznie wpośród tych maszyn, które panią tak przerażają.
Preymont stał nieruchomy z rozpaczą w sercu. Nagle zwrócił się do maszyny tylko co ustawionej i zaczął jej się przypatrywać dla ukrycia swego wzruszenia.
Patrząc na koła, szprychy i sztaby doznawał dziwnego zawrotu głowy i zaczęła go ogarniać chęć nieprzeparta zakończenia nara zwszystkich cierpień. Wszak dość było jednego nieoględnego kroku, aby kres położyć nędznemu życiu.
Pani de Preymont stała obok niego, widziała jego zrozpaczone spojrzenie i odgadła jego myśli. Marek zadrżał, gdy nagle chwyciła jego rękę i rzekła strwożonym głosem:
— Chodźmy ztąd... tu okropnie!
Matka i syn spojrzeli na siebie w milczeniu i zrozumieli się wzajemnie.
— Biedna matko! — szepnął Marek, wyprowadzając panią de Preymont na świeże powietrze. — Upewniam cię, że była to tylko chwila rozpaczy — zła myśl, która już nie wróci więcej.
Obawy pani de Preymont uspokoiły się nieco, lecz Zuzanna wyszedłszy z fabryki dostrzegła jej bladość i rozdrażnienie.