Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/108

Ta strona została przepisana.

odzywała się w obronie prawych, słabszych albo nieobecnych, ale dziś była dziwnie pomięszana; zarówno uczuciami, które odgadywała w sercu Marka, jak i samym odjazdem Jerzego.
Ojciec odprowadził ją do drzwi parku i Zuzanna wolnym krokiem skierowała się ku siedzibie ciotki. Zeschłe gałązki i pożółkłe liście budziły jeszcze głębszy smutek w jej duszy. Po chwili otrząsała się jednak z tego wrażenia i powtarzała sobie:
— Jeszcze nie wszystkie nadzieje stracone!
Ciotka ujrzawszy ją pobiegła naprzeciw siostrzenicy i powitała ją z taką radością, jakgdyby Zuzanna powracała z dalekiej podróży.
— Czy się dobrze bawiłaś, Zuzanno? — zapytała. — Jakaś ty blada! Czy śniadanie nie było dobre? Cóż wam tam dali jeść? O czem mówiliście?
Zuzanna usiadła na ławce przed domem, gdzie panna Konstancya zwykła była długie rozmowy prowadzić z Fanszetką.
— Moja ciotko — zaczęła Zuzanna — chciałabym pomówić z tobą, ale tylko z tobą.
Fanszetka, która nadbiegła z motkiem wełny nawpół zwiniętej w ręku i okularami na nosie — zawołała obrażona:
— No, jeśli przeszkadzam to sobie odchodzę! Ale panienka wie, że gdy trzeba potrafię trzymać język za zębami!
Panna Konstancya zachwycona dowodem zaufania ze strony siostrzenicy, przysunęła się do niej z rozpromienioną twarzą.