Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/115

Ta strona została przepisana.

Ukazanie się Jerzego z panem Jeuffroy przerwało dalszą rozmowę. Zuzanna pobladła od gwałtownego wzruszenia i zapytała pośpiesznie jak się miewa pani de Preymont.
— Wydaje się nieco znużoną — odparł Jerzy — ale i na pani znać zmęczenie — dodał spoglądając na nią z zajęciem.
— Co? ja wyglądam na osobę zmęczoną? — rzekła Zuzanna, śmiejąc się. — Dziwi mnie to gdyż nie czuję najmniejsze o znużenia.
Rozmawiając przysunęli się do balustrady tarasu, podczas, gdy pan Jeuffroy z zadowoleniem przypatrywał się podarunkowi panny Konstancyi.
Jerzy gdyby był bogaty, oddałby w tej chwili cały majątek, aby tylko mógł zostać sam na sam z Zuzanną. Wtedy żadna siła nie zmusiłoby go do milczenia, gdyż gorące słowa wyznania cisnęły mu się same na usta.
— Żeby pani wiedziała jak jestem pani wdzięczny za to, że pani lękała się o mnie wczoraj! — zaczął przyciszonym głosem.
— Wdzięczny? O! doprawdy nie ma za co! — odpowiedziała Zuzanna z odcieniem lekkiego szyderstwa w głosie. — Zdaje mi się, że ja najbardziej lękałam się o siebie; pierwszy raz znalazłam się wśród takiego haosu i byłam jak odurzona. Nic więc dziwnego, że nieostrożność pana przestraszyła mnie — dodała ze śmiechem. — Marek często wspomina o pańskiem roztargnieniu i gdyby był widział wczoraj nieoględność pana, utwierdziłby się w swojem przekonaniu z pewnością.