Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/116

Ta strona została przepisana.

Wyrazy te wypowiedziane swobodnie a nawet wesoło zbity zupełnie z tropu Jerzego, który miał nadzieję dostrzedz na twarzy młodej dziewczyny ślady pomięszania lub rumieńca.
— Jaka ona zimna! — myślał teraz. — Myliłem się snując nadzieje oparte na jej błagalnem spojrzeniu i bezwiednem prawie uchwyceniu mej ręki.
— Nadzwyczaj polubiłem tę miejscowość — odezwał się znowu półgłosem — te stare mury wyglądające tak malowniczo wpośród zwojów bujnej roślinności. Widok tego zamczyska zachwycał mnie nieraz i unoszę ztąd rozkoszne wspomnienia.
— Wspomnienia, które się rychło rozwieją wśród wiru paryzkiego życia — odpowiedziała z uśmiechem Zuzanna.
— Nigdy! — zawołał z zapałem Jerzy obejmując tkliwem i śmiałem zarazem spojrzeniem postać młodej dziewczyny, która mięszać się i płonić poczynała.
Stary zamek, w którym pędziła tak smutne życie, wydawał jej się w tej chwili prześlicznym gmachem z temi wieżyczkami oplecionemi bluszczem i kamiennemi lwami, strzegącemi wejścia. Nie czuła teraz ani przykrej duszności powietrza, która poprzedza zazwyczaj burzę, ani smutku, który tak nieznośnie przygniatał jej serce, a widok, który roztaczał się przed jej oczami wydawał jej się zachwycającym, i tak nowym jakgdyby go dziś po raz pierwszy ujrzała.