Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/117

Ta strona została przepisana.

Z pozoru jednak wydawała się spokojną zupełnie i zaczęła żegnać się z Jerzym z tą chłodną uprzejmością, jaką okazujemy ludziom sympatycznym lecz obojętnym, z którymi czas jakiś łączyły nas towarzyskie stosunki.
— Może pan kiedy jeszcze powróci tu do Anjou — rzekła podając mu rękę.
— Czy powrócę? — odpowiedział żywo, podnosząc do ust rękę, którą trzymał w swoich. — Rozumie się i to wkrótce.
Zuzanna nie mogła się pomylić ani na dźwięku głosu ani na spojrzeniu Jerzego. Wyrażały one uczucie tak szczere, jakgdyby je był wypowiedział w najgorętszych słowach. Teraz pragnął już odjechać jaknajprędzej. Młoda dziewczyna ścigała wzrokiem zręczną jego postać, dopóki ta nie zniknęła na zakręcie kamienistej ścieżki.
— Jakiś powód o którym dowiem się później nie pozwala mu jeszcze mówić, ale wkrótce powróci — jestem tego pewna! — powiedziała sobie w duchu.
Z twarzą rozpromienioną zwróciła się do ciotki i z żywością właściwą jej wiekowi, przerzucając się nagle ze smutku w wesołość, zaczęła ściskać pannę Konstancyę, którą zadziwił szczerze ten nagły wybuch radości.
— Jaki dziś śliczny dzień! jakie życie piękne i jak ja cię kocham moja ciotko! — zawołała z zapałem.
Stara panna nie była zbyt przenikliwa nie dziw przeto, że sobie wesołości siostrzenicy jak należy wy tłumaczyć nie umiała, ale że postanowiła