Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/120

Ta strona została przepisana.

gdy żegnała się z Jerzym była tak spokojna i wesoła jak zwykle. Co do mnie bardzo jestem zadowolona, że pan Saverne nie myśli o Zuzannie — dodała stara panna powstając z krzesła — bo gdyby ona mu się podobała, mogłoby ją to znowu narazić na przykrość. Nie wiadomo przecież, czy brat mój zgodziłby się na małżeństwo, tak wiele pozostawiające do życzenia pod względem finansowym.
Odprowadziwszy pannę Konstancyę, Marek wrócił do salonu i zaczął chodzić po nim wzdłuż i wszerz. Na twarzy jego malowało się niezadowolenie; kilkakrotnie spoglądał na matkę i zdawało mu się, że czyta w jej oczach naganę. Wistocie pani Preymont była zdziwiona, że syn jej był zdolny popełnić czyn nieszlachetny, gdyż inaczej nazwać nie można było oskarżenia przyjaciela, którego się dopuścił z rozmysłem, dla zaszkodzenia Jerzemu w opinii Zuzanny.
— Matko, czy bardzo mnie potępiasz? — zapytał wreszcie zatrzymując się przed nią.
— Wistocie nie dobrze postąpiłeś — odparła z prostotą.
— W każdym razie powiedziałem przecież tylko prawdę — zauważył.
— Można ją było pominąć milczeniem.
Marek długo stał milczący i zadumany, wsparłszy się o ramę okna, wreszcie jakgdyby odpowiadając własnym swoim myślom, zawołał:
— Czy postąpiłem źle lub dobrze — nie wiem, to wiem jednak, że drugi raz postąpiłbym tak samo... Jeśli panna Konstancya powtórzy to