Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/127

Ta strona została przepisana.

na wszystkie jego uwagi Zuzanna odpowiadała spokojnie:
— Nie mam bynajmniej chęci wyjść zamąż... nie wiem nawet czy wyjdę kiedykolwiek.
Panna Konstancya starała się nieraz przemówić, do jej rozsądku, ale ciasne koło jej pojęć nie dozwalało jej wywierać wielkiego wpływu na młodą dziewczynę. Na jej dowodzenia Zuzanna odpowiadała stanowczo:
— Jeżeli spotkam na drodze mego życia człowieka, o którego miłości i szlachetnych uczuciach nie będę mogła powątpiewać, wtedy rozważę stanowczo, jak mi zrobić wypadnie. Ale to niepodobieństwo chyba!
— Niepodobieństwo! — powtarzała z pomięszaniem panna Konstancya. — Ależ moje dziecko spojrzyj na siebie w lustrze! Jak możesz przypuszczać, że ty nie będziesz kochana?
— Ciotka wie dobrze, że ludzie jeszcze lepiej kochają mój posag — odpowiedziała z goryczą Zuzanna.
— Ale ty nie masz znów tak wielkiego posagu, moja droga.
— No... to ludzie liczą zapewne, że w przyszłości mieć go będę.
Postępowanie Marka z początku zaniepokoiło Zuzannę, potem chłód jego i powściągliwość zdziwiła ją niezmiernie. Przeczuciem odgadywała powody tego postępowania i szczerze żałowała kuzyna, a nawet można było sądzić, że nieco przychylniejszą skłonność powzięłaby dla niego. Ale nie dowierzała już teraz własnej przenikliwości,