Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/129

Ta strona została przepisana.

— Wiem o tem. Ale wszak mówiłem ci to już matko, że jestem najmocniej przekonany, iż skoro jej wyznam moją miłość, nasza przyjaźń rozchwiać się musi, a ja chcę zachować sobie prawo widzenia jej i podtrzymywania w trudnych walkach życia, bo widzę przecież, że choć się nie skarży, nie jest szczęśliwa pod opieką ojca.
Wistocie życia młodej dziewczyny nie można było nazwać zbyt miłem. Pan Jeuffroy uważał to za wielkie upokorzenie, że nie mógł wydać córki zamąż bardzo młodo, nie mógł jej przebaczyć, że dobrowolnie zerwała małżeństwo i że wymownem milczeniem okazywała nieraz niezadowolenie wobec objawów jego skąpstwa i ciasnych pojęć, jakie wygłaszał.
— Moja córka jest zbłąkaną księżniczką — odzywał się często z niechęcią. — Dość spojrzeć na wyraz jej twarzy, aby się przekonać, że jest niezadowolona ze wszystkiego co ją otacza.
— Przecież ja się nigdy nie skarżę, mój ojcze — odpowiadała ze smutkiem Zuzanna.
— Jeszczeby tego brakowało!... Miałabyś się skarżyć, a to z jakiej racyi? Na czemże ci tu zbywa u mnie? Brak ci tylko męża, ale czyj aż w tem wina?... Chyba nie moja.
O ile jednak mógł pan Jeuffroy, powstrzymywał się od czynienia córce wyrzutów w obecności siostry, którą przywiązanie do brata zaślepiało, gdy chodziło o nią samą, ale której oczy otwierały się, gdy szło o Zuzannę. Nieraz panna Konstancya oburzała się na brata, a raz pogniewała się na niego naprawdę, tak że pan Jeuffroy prze-