Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/13

Ta strona została przepisana.

znaczała na jej przyjemności i chętnie skazałaby się na największą przykrość dla zadowolnienia choćby chwilowego kaprysu siostrzenicy. Dla tych, których kochała, Konstancya uczyniłaby wszystko i to właśnie stanowiło kontrast z pospolitością jej umysłu i charakteru.
Wpobliżu posiadłości pana Jeuffroy, Konstancya nabyła tanio jakieś dziwaczne domostwo. Dom ten był zbudowany z kamienia, jak chaty wieśniacze, lecz nieco wyższy i składał się z sześciu pokoi połączonych sienią, prowadzącą na mały ganek, otoczony także zwojami roślin. Drzewa i krzaki otaczały dom dokoła. Ogród podzielony był na równe kwatery, w których rosły jarzyny i drzewa owocowe, i dosięgał aż do muru, otaczającego tę małą posiadłość. Powyżej na wzgórzu znajdowała się mała winnica, która dostarczała ze trzydzieści beczułek niezłego wina, naturalnie podczas lat urodzajnych.
Przyzwyczajona do oszczędności, panna Konstancya żyła z dochodów, jakie jej przynosiła ta mała posiadłość, odkładając procent od swego kapitału wcelu powiększenia majątku.
Miała ona skłonność do skąpstwa; zimą nie opalała wcale mieszkania, utrzymując, że jest dosyć ciepło; a gdy zjawił się gość jaki i Fanszetka, służąca, miała rozpalić ogień w salonie na kominku, to, stosując się do tajemnych rozkazów pani, czyniła to w ten sposób, że ogień nigdy rozpalić się nie chciał. Ma się rozumieć, że zapasy drzewa były niewyczerpane.