Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/131

Ta strona została przepisana.

jednak głośno, gdyż z powodu tego niemego porozumienia, unikali od pewnego czasu zbyt szczerych wyjaśnień.
Jednakże odezwała się tym razem prawie mimowoli:
— Zdaje mi się Marku, że w przeszłym roku byliśmy lepszymi przyjaciółmi. Czy wyrządziłam ci bezwiednie jaką przykrość?
— Cóż znowu — zaprotestował z uśmiechem — nie myślisz chyba tego co mówisz!
Po tych wyrazach nastąpiło przykre milczenie, które tak często zastępowało teraz dawniejszą poufną ich rozmowę. Zuzanna zamyśliła się o tem czy Marek ją kocha czy też przenikliwość jej nie myli się znowu.
— Do widzenia — odezwał się wreszcie Marek ujmując jej rękę, powrócę nie prędzej jak w połowie Października, chyba gdyby nieprzewidziane jakie sprawy powołały mnie wcześniej do domu.
Zuzanna ze smutkiem spoglądała za oddalającym się, przejęta żalem na myśl, że to może ona jest powodem jego cierpień.
— Dlaczegóż nie mogę przynieść mu ulgi w jego smutku — pytała siebie. — Ale w jej umyśle nie pojawiło się nawet przypuszczenie, iżby mogła wyjść za niego kiedykolwiek.
Fanszetka, która z daleka przypatrywała się obojgu, gdy Marek odszedł, zbliżyła się do Zuzanny.
— Czy też panienki kuzyn nie odważy się nigdy przemówić otwarcie? — zapytała nagle.