Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/136

Ta strona została przepisana.

Zaskoczony tak niespodziewanie pan Jeuffroy upuścił z rąk dziennik i sam natarczywie pytać począł:
— Dlaczego to mówisz? Czy on ci co o tem wspominał? Co to ma znaczyć?
Panna Konstancya zerwała się z krzesła i zawołała z żywością:
— Co ty miałabyś poślubić człowieka ułomnego garbuska?...
— Człowieka, który mnie kocha dodaj ciotko a jest przytem szlachetny i rozumny — odpowiedziała młoda dziewczyna głosem, który chociaż brzmiał serdecznie, jednak pewnego odcienia goryczy pozbawiony nie był.
— Czy to Fanszetka podzieliła się z tobą niedorzecznymi domysłami swoimi? — podchwyciła z gniewem panna Konstancya.
— Wytłumacz się jaśniej — odezwał się pan Jeuffroy. — Chcę wiedzieć, czy od pana de Preymont albo jego matki wyszło zapytanie i czy zwracano się z niem do ciebie, Konstancy o, pomijając mnie — ojca?
— Bynajmniej — odpowiedziała Zuzanna — żadne z nich nie uczyniłoby tego, ale ja wiem, że Marek kocha mnie nie od dzisiaj, i że gdyby nie jego kalectwo, dawno już prosiłby o moją rękę. Winnam też objaśnić, że dla żadnego człowieka starającego się o mnie nie mogłabym mieć głębszego szacunku i jeśli się zgodzisz na to mój ojcze, zostanę jego żoną.
Panna Konstancya zdumiona do najwyższego stopnia, zaledwie zdołała wyszeptać: