Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/140

Ta strona została przepisana.

ciotki. — Wszak codzień zachęcałaś mnie abym wyszła zamąż.
— Ale nie za niego — jęknęła panna Konstancya. — Ja chciałabym abyś miała męża odpowiedniego dla siebie. Piękność jest bądźcobądź jednym więcej warunkiem szczęścia, moja siostrzenico.
— Miałam już na to dowody — odparła z ironią Zuzanna. Marek posiada tylko zalety umysłowe, ale widziałaś ciotko jakim był pan Véland no i... pan Saverne — dodała wahająco.
— Ktoby mi był powiedział, że ty z twoją pięknością dojdziesz do tego! — zawołała stara panna. Ty nigdy nie pokochasz Marka i będziesz się czuła nieszczęśliwą, zobaczysz!
— Zdaje mi się, że ciotka na tyle znać mnie już powinna, aby być pewną, że gdybym ja nie była przekonana, iż go pokocham, nie wyszłabym za niego — rzekła z akcentem oburzenia. — Pomyśl ciotko jaki Marek był nieszczęśliwy i jaką to dla mnie będzie radością, gdy zdołam go pocieszyć i umilić mu życie, dodała z zapałem.
Panna Konstancya wzruszyła ramionami, ale nic nie odpowiedziała. Zuzanna mniemając, że zmieniła zdanie, rzekła:
— Czy będziesz tak dobrą moja ciotko i podejmiesz się pośrednictwa do pani de Preymont?
— Nigdy! nigdy, tego nie uczynię! — zawołała z energią stara panna.
— Jeśli tak, to ja sama do niej pójdę — odpowiedziała stanowczo Zuzanną.