Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/156

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz wysłała powóz po Jerzego, ale podczas gdy lokaj czekał na stacyi, Jerzy, który nie lubił chodzić utartemi ścieżkami, podążył pieszo do zamku pana Jeuffroy, aby co prędzej powitać Zuzannę. W duchu postanowił sobie, że nie wyda się bynajmniej ze swemi uczuciami i powita tylko młodę dziewczynę a potem zażąda od pani de Preymont, aby w jego imieniu poprosiła o rękę Zuzanny.
Zuzanna siedziała w tej chwili na tarasie. Pogrążona w smutnej zadumie spoglądała na kamienne schody prowadzące do zamku, myśląc o tych, co przez tyle wieków wstępowali po tych schodach, aby tak jak ona marzyć lub smucić się w tem miejscu.
— Czy oni byli równie nieoględni jak ja? — pytała się w duchu. — Czy też jaśniej zapatrywali się na świat i lepiej czytali w głębi własnej duszy? Doprawdy chciałabym wiedzieć czy potrafili oni kierować się bez pomyłki wśród krętych manowców uczucia.
Przejęta była dla nich w tej chwili głębokiem współczuciem. Chciałaby się dowiedzieć czy która z kobiet zamieszkujących niegdyś tę malowniczą siedzibę, znajdowała się w podobnem jak ona położeniu? Czy i ją zajmowały podobne myśli, czy i ona pragnęła uszczęśliwić człowieka, który ją kochał a pociechy oczekiwać od poczucia spełnionego obowiązku.
Odgłos kroków po kamienistej ścieżce wyrwał ją z zamyślenia. Gdy poznała Jerzego ogarnęło ją niewymowne, wzruszenie i myśl szaloną