Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/157

Ta strona została przepisana.

ażeby uciec i uniknąć spotkania z nim. Podniosła się szybko i zaczęła biedź w stronę grabowego szpaleru, gdyż zdawało jej się, że nie zdoła schronić się do domu, ale nagle zatrzymała się robiąc tę trafną uwagę samej sobie.
— Jakaż ja jestem nierozsądna! Co może mnie obchodzić pan Saverne? Przyjmę go jako narzeczona pana de Preymont.
Jednakże zanim doszła do grabowego szpaleru odzyskała już trochę spokoju, a przez ten czas Jerzy, który ją spostrzegł zdaleka złączył się z nią.
— Nie wiedziałam, że pan znajdujesz się w naszej okolicy — rzekła Zuzanna witając go z pozornym spokojem.
— Przybywam w tej chwili — odparł zadyszany spoglądając na nią wymownym wzrokiem gdyż skoro ujrzał Zuzannę, zapomniał o wszystkich swych poprzednich postanowieniach.
— Bardzo to uprzejmie z pana strony, że po drodze wstąpiłeś do nas — odpowiedziała Zuzanna zmięszana spojrzeniem Jerzego: — Chodź pan powitać mojego ojca.
— Odłożę to na później panno Zuzanno — rzekł Jerzy i odrzucając kapelusz od siebie, ujął rękę młodej dziewczyny i zaczął mówić ze wzruszeniem i tą nieśmiałością, która na kobietę większe wywiera wrażenie, niż najkwiecistsze frazesy:
— Tak się cieszę... tak się cieszę!... Ja tak pragnąłem... ale nie wiem jak to wypowiedzieć! Rok miniony okropny był dla mnie! O! bo ja panią kocham nad życie!...