Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/158

Ta strona została przepisana.

Zuzanna napróżno usiłowała uwolnić swoją rękę z uścisku jego dłoni, lecz usłyszawszy ostatnie jego słowa, wyrwała ją przemocą.
— Przestań pan! — zawołała. — Jestem już narzeczoną!
— Narzeczoną! — podchwycił nie rozumiejąc w pierwszej chwili doniosłości tego wyrazu.
— Narzeczoną! — powtórzył z najwyźszem zdumieniem. — Czyją, na Boga? Zapewne przychyliłaś się pani do woli twego ojca i wyjdziesz zamąż za człowieka niegodnego ciebie, który cię unieszczęśliwi... Nie! to niepodobieństwo!
Lecz Zuzanna odparła poważnie:
— Kto panu przyznał prawo odzywania się do mnie w ten sposób? Jestem narzeczoną twojego przyjaciela, pana de Preymont.
— A więc to Marek!... wielki Boże!
Ogrom nieszczęścia odurzył go w pierwszej chwili. Wysoka jego postać pochyliła się a twarz wyrażała prawdziwą boleść. W milczeniu spoglądał na młodą dziewczynę, której nigdy jeszcze nie wydał się tak powabnym i miłym jak w tej chwili.
Zuzanna spostrzegła, że oczy Jerzego napełniły się łzami, a usta jego drżały jak u dziecka, które chce powstrzymać łkanie.
Chcąc zapanować nad ogarniającem ją samą wzruszeniem, Zuzanna zaczęła sobie przypominać jak nieszlachetnie Jerzy postąpił z nią przed wyjazdem, lecz w żaden sposób nie mogła pobudzić się do gniewu.