Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/159

Ta strona została przepisana.

— Czy pani nie widziała tego, że ją kochałem? — zapytał urywanym głosem. — Zdawało mi się jednak, że można było zrozumieć mnie, choć tego jasno nie wypowiedziałem.
— Ja wiem tylko to — odpowiedziała chłodno Zuzanna — że starając się o mnie postąpiłeś pan nieszlachetnie i to jest jedyne wspomnienie jakie o nim zachowałam.
— Jakto? pani wiesz o wszystkiem? Kto pani mógł to powiedzieć? Wysłuchaj mnie i nie sądź zbyt surowo — dodał ze szczerością, która mu zawsze zjednywała sympatyę ludzi. — Zbłądziłem i przyznaję się do winy; ależ na Boga, panno Zuzanno, znasz pani tak mało świat i ludzi, że sąd jaki wydajesz musi być koniecznie zbyt surowy, gdyż wszystkich mierzysz skalą swoich własnych szlachetnych uczuć.
Jerzy nie domyślił się tego, że nie potrzebował tak bardzo prosić Zuzanny o przebaczenie. A mimo to wpośród chaosu sprzecznych myśli i uczuć, jakie miotały w tej chwili jej sercem, przeważyło poczucie godności własnej i poszanowania, jakie winna była panu de Preymont.
Odpowiedziała też z dumą:
— Nie mam prawa mięszać się do czynów i postępowania pana, już i tak wyrzucam sobie żem wysłuchała pańskich oświadczyn, z któremi honor zakazywał panu występować do mnie. Zechciej pan odejść.
— Ach! dlaczegóż ja przybywam zapóźno! — zawołał Jerzy. — Dlaczego?