Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/161

Ta strona została przepisana.

wać potok słów, który płynął z ust jego w namiętnem uniesieniu.
Blada ze wzruszenia, z którego później dopiero na swoje nieszczęście, miała sobie zdać sprawę, wyrwała rękę wołając:
— Do kogo ośmielasz się pan przemawiać w ten sposób? Zabraniam panu raz na zawsze starać się o rozmowę ze mną.
Jerzy zmięszał się, ale nie przestał spoglądać na nią z miłością i z uwielbieniem.
— A więc przebacz mi pani... jestem szaleńcem — rzekł wreszcie. — Bądź spokojną, odjadę natychmiast. Wiedziałem, że ujrzawszy cię nie zdołam dłużej zapanować nad sobą! Ach! Boże! jaki ja jestem nieszczęśliwy!
I nie czekając odpowiedzi Zuzanny oddalił się tak szybko, że omało co nie przewrócił pana Jeuffroy, który w przeciwnym kierunku szedł przez grabowy szpaler.
— Co? pan tutaj? — zawołał zdumiony spostrzegłszy Jerzego.
— Tak, to ja we własnej osobie — odpowiedział z rozdrażnieniem Jerzy, chciałem wbrew pana woli zabrać mu córkę, ale nie wiedziałem, że jest zaręczona.
— Dlaczego krzyczysz pan tak głośno? Przecież nie jestem tak głuchy! — odpowiedział z urazą pan Jeuffroy. — Chciałeś ją zabrać wbrew mojej woli? A za kogóż pan nas bierzesz?
— Córkę pańską uważam za najpiękniejszą na święcie kobietę! — krzyknął Saverne — a pana za człowieka bez serca!