Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/165

Ta strona została przepisana.

— Tak, było to wrażenie żywe, ale przemijające — odpowiedziała Zuzanna. — Każdemu jest przykro, gdy stanie się powodem czyjegoś zmartwienia, a ja wiedziałam, że pan Saverne zmartwił się bardzo; Marek ma moje słowo i ani na chwilę nie przyszło mi do głowy, abym z nim zerwać miała.
Tymczasem Jerzy pobiegł do pani de Preymont, która z jego pomięszania domyśliła się natychmiast, iż jej obawy nie były płonne i że Jerzy widział się z Zuzanną.
— Dlaczego nie uprzedziłaś mnie pani o tem? — zawołał bez żadnego wstępu.
— Jakto? wszakże Marek pisał do ciebie i miał pisać po raz drugi, jeśli się z tobą nie spotka w Paryżu — odparła pani de Preymont.
— Gdybym był wiedział nie byłbym przyjechał, a nadewszystko...
— Nadewszystko co? — zapytała z niepokojem.
— Nie byłbym nic mówił — odpowiedział chodząc wielkiemi krokami po salonie. Jaki ten Marek szczęśliwy!... Jaka ona piękna i powabna! Gdy pomyślę, że rok czekałem na tę chwilę...
Tu Jerzy rzucił się na krzesło i zakrywając twarz rękami, zaczął płakać jak dziecko.
Pani de Preymont głęboko wzruszona, zbliżyła się do niego i położyła mu rękę na ramieniu.
— Uspokój się — rzekła.
— Stało się — odezwał się Jerzy podnosząc się z żywością z krzesła. — Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko odjechać.