Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/166

Ta strona została przepisana.

Pani de Preymont zbyt zajęta własnemi myślami, aby miała zastanawiać się długo nad zmartwieniem Jerzego — odezwała się z wahaniem:
— Mówisz, że wypowiedziałeś wszystko... ale cóż na to Zuzanna? Zaniepokoiłeś ją niepotrzebnie.
— Nie wiem czy ją zaniepokoiłem, ale to wiem, że się okropnie rozgniewała, że mi kazała iść precz i że nigdy jej tak nie kochałem jak dzisiaj...
— I że nigdy jeszcze nie postąpiłeś tak niewłaściwie jak dzisiaj. Pomyśl, że to jest narzeczona twego przyjaciela!
— To prawda, że postąpiłem jak głupiec — odpowiedział Jerzy — ale skłamałbym, mówiąc, że żałuję mego postępku. Zdaje mi się jednak, że powinienem odjechać natychmiast.
— Nie inaczej, i nie zatrzymuję cię nawet — zakończyła z powagą pani de Preymont. — Gdybyś się wahał, ja sama nakłaniałabym cię do wyjazdu w imię przyjaźni, której to współzawodnictwo nie mogło przecie zupełnie wymazać z waszej pamięci.
— Nie mam o to żalu do Marka. Los mu sprzyjał, tem lepiej dla niego.
Wieczorem Jerzy odjechał do Paryża, nie powiedziawszy pani de Preymont nic, coby mogło potwierdzić, lub zniweczyć jej wątpliwości.