Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/171

Ta strona została przepisana.

nadzieją, że jeszcze raz mylę się co do pobudek jakie mną powodowały, gdy postanowiłam zaręczyć się z nim. Widzi pani dokąd doszłam ja, która mniemałam, że dość kierować się zasadami prawemi i szlachetnemi, aby przejść spokojnie i szczęśliwie przez życie. Napisz pani do mnie słów kilka a może uspokoją mnie one choć trochę. Moja bujna dziewczęca wyobraźnia już kilka razy w błąd mnie wprowadziła oddaję się więc w opiekę pani. Tutaj nikt mnie zrozumieć niepotrafi, a tem mniej pokierować mną nie zdoła. Nie sądź pani jednakże, że mam zamiar cofnąć dane słowo. Bynajmniej! zobowiązanie moje uważam za rzecz świętą. Niestety ileż w wykonaniu jego napotykam trudności! Powiedz mi pani, że moje obawy są płonne, że niepodobna abym nabrała wstrętu do człowieka, który mnie kocha tak gorąco. To niepodobieństwo, nieprawdaż pani? A jednak skoro pomyślą o tem, że ten zacny człowiek mógłby być tylko moim przyjacielem, wstręt mój do niego znika natychmiast. Droga pani pomóż odróżnić prawdę od fałszu i podaj rękę dziecku, które zawsze kochałaś.

Twoja Zuzanna.”

Ponura cisza, zaległa salon. Słychać było nawet brzęczenie muchy, unoszącej się w powietrzu.
Pani de Preymont z trwogą spojrzała na syna. Grube krople potu wystąpiły mu na czoło, list wysunął się z drżącej ręki na ziemię. Był tak przygnębiony, że z uściśnionej piersi nie wydobył się nawet jęk żaden.