Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/175

Ta strona została przepisana.

chce cofnąć danego słowa, a i ja także ani myślę go jej zwrócić. Nigdy, nigdy!...
— Namiętność odbiera ci twój zwykły sąd zdrowy, mój synu — odpowiedziała łagodnie, ale stanowczo pani de Preymont. — Powinieneś jej zwrócić dane słowo...
— I oddać ją Jerzemu! — zawołał z gwałtownem uniesieniem. — Jakto! ty matko, która czyniłaś wszystko, aby podniecić moją miłość, zachęcić nadzieję, ty która wiedziałaś, że to uczucie jest celem mego życia, ty mówisz mi teraz żebym wyrzekł się szczęścia dla jakiegoś kaprysu, który zbudził się chwilowo w wyobraźni dziewczęcej... Wszak wiesz, że Zuzanna jest trochę egzaltowana. Ale i te jej złudzenia, te obawy znikną, muszą zniknąć, gdy pozna lepiej życie!.,.
Marek zaczął mówić głosem pewnym i stanowczym, powoli jednak zmieniał ton, czuł bowiem w głębi duszy, że nigdy szczerze kochanym nie był, a z twarzy matki mógł wyczytać tylko potwierdzenie swoich domysłów.
Pani de Preymont wyrzucała sobie w duchu, że przywiązanie do syna zaślepiło ją do tego stopnia, iż mogła uwierzyć w możliwość podobnego związku.
Położyła rękę na ramieniu syna i rzekła:
— Proszę cię Marku, pozwól mi działać! Tak będzie najlepiej dla niej i dla ciebie! — dodała ze spokojem.
— Dla niej! — zawołał uderzając nogą w ziemię. — A cóż mnie ona obchodzić może? Niech i ona cierpi, aby wiedziała czem jest cierpienie