Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/177

Ta strona została przepisana.

— Jak dziwnie wyglądasz Marku? Czy jesteś chory? — zapytał.
— Nic mi nie jest... Gdzie jest Zuzanna? Muszę się z nią zobaczyć i rozmówić na osobności.
— Odchodząc widziałem, że siedziała w salonie przy oknie... Ale co ci jest mój drogi? Doprawdy! — zawołał z przestrachem — jeździłeś do Paryża za interesami, czyżbyś był zrujnowany?
— Jeszcze gorzej — odparł pan de Preymont i oddalił się szybko w stronę ogrodu.
— Jeszcze gorzej — powtórzył pan Jeuffroy. — A to dobre; dlaczego on chce samnasam rozmówić się z Zuzanną? No, zapewne posprzeczali się ze sobą, jak zwykle kochankowie, widać to z jego miny i wyrazu.
Spotkanie z panem Jeuffroy przywróciło przytomność i zimną krew Markowi. Trzymając list Zuzanny w ręku, wszedł spokojnie do salonu, gdzie siedziała młoda dziewczyna pogrążona w smutnej zadumie. Preymont w tej chwili spostrzegł dopiero jak Zuzanna zeszczuplała od dnia, gdy się zaręczyli; na twarzy jej malowało się znużenie więcej moralne niż fizyczne. Ale to spostrzeżenie i smutek Zuzanny doprowadziły go tylko do większego rozdrażnienia.
Przysunął się do niej bliżej, popatrzał w milczeniu i nagle podał jej list.
Ona podniosła się zwolna i spojrzała pomięszana.
— Co to znaczy? — szepnęła.