Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/183

Ta strona została przepisana.

zrobiłaś, bo rozumiem dobrze, że to poryw młodej i niedoświadczonej dziewczyny.
Po tych słowach nastąpiła długa chwila milczenia.
Zuzanna siedziała wsparta o stół i ukrywszy twarz w dłoniach płakała gorzko.
On patrzał jak we śnie na stary, zaniedbany ogród po którym przed kilku dniami przechadzał się tak szczęśliwy i spokojny, mówiąc Zuzannie o swej bezgranicznej miłości.
Wreszcie odezwał się głosem, w którym dźwięczał akcent lekkiego szyderstwa:
— Jesteś wolną Zuzanno!... Przed tobą otwiera się szczęśliwa przyszłość!...
— O! Marku! przebacz mi! — zawołała Zuzanna wyciągając do niego ręce. — Byłam zupełnie szczera w moich pragnieniach, chciałam uczynić cię szczęśliwym, kochałam cię od dzieciństwa tkliwem i serdecznem uczuciem, sądziłam, że czynię dobrze... że to rzecz możliwa... a naraziłam cię na takie cierpienia. Jakże chcesz abym była szczęśliwa mając taki wyrzut na sumieniu!
Pochyliła głowę i znowu rzewnie płakać zaczęła.
Preymont przysunął się, dotknął zlekka ustami włosów młodej dziewczyny i rzekł głosem słabym jak szmer wietrzyka, gdyż czuł, że dłużej nie zdoła zapanować nad sobą:
— Najdroższa... masz lat dwadzieścia! Bądź zdrowa!
Gdy Zuzanna podniosła głowę, ujrzała się samą i wolną od wszelkich zobowiązań.