Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/185

Ta strona została przepisana.

— Polecam ją tobie moja droga matko; lękam się dla niej gniewu pana Jeuffroy, opieka więc twoja będzie jej bardzo potrzebna.
— Żądasz zawiele — odparła z goryczą pani de Preymont — ja nie chcę ani jej widzieć, ani się nią zajmować.
Marek nic nie odpowiedział; w myśli widział Zuzannę zalaną łzami, zdawało mu się, że pochyla się nad nią miotany gniewem i miłością. Po długiej chwili milczenia rzekł wreszcie cichym i wzruszonym głosem:
— Nie widziałaś jej matko plączącej!
Wsiadając do powozu powiedział raz jeszcze:
— Opiekuj się nią matko, posłuchaj raczej swego prawego sądu a nie zranionego serca, ale gdy będziesz do mnie pisać, nie wspominaj mi nigdy o niej... chyba, gdy wszystko będzie skończone... wtedy dopiero chcę wiedzieć...
Nie dokończył zaczętego zdania i wsiadł do powozu zatrzaskując drzwiczki za sobą. W myśli jego i sercu panowała noc tak ciemna, że nic jej rozjaśnić nie zdołało.
Zuzanna pozostawszy samą, długo nie mogła się uspokoić; ogarniała ją rozpacz na myśl cierpień na jakie naraziła Marka. W tej chwili nie zastanawiała się nad sobą, ani nad koniecznością wyznania ojcu, że zerwała z narzeczonym, chociaż wiedziała, że wyznanie to naraża ją na burzliwy gniew ojca, przed którym drżała zawsze. Nie! wszystkie jej myśli zwrócone teraz były do nie-