Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/193

Ta strona została przepisana.

— Biedna kobieta! nie dziwię jej się wcale — rzekła sobie w duchu panna Konstancya. — Muszę pójść teraz zobaczyć się z bratem.
Pan Jeuffroy całą noc nie mógł zmrużyć oczu i rozmyślał nad przykremi następstwami tego niespodziewanego wydarzenia. Żałował teraz uniesienią z jakiem odezwał się do córki, wiedział, że ludzie zganią jego postępowanie, przytem wyrzuty i smutek córki poruszyły jakąś tajemną strunę w jego sercu. Przyjął więc siostrę bez gniewu, ale przeczytawszy obydwa listy, które przyniosła ze sobą, uniósł się znowu zapominając o dobrych postanowieniach, jakiemi był przejęty w nocy.
— Nie rozumiała samej siebie... dała się uwieść szlachetnemu współczuciu... nic nie rozumiem z tego listu przełożonej, — zawołał. — Ktoś inny!... Więc jest tu i ktoś drugi?
— Pan Saverne, czy się tego nie domyślałeś mój bracie?
— Doprawdy to szalona dziewczyna — odparł z gniewem pan Jeuffroy. A niech go sobie kocha, jeśli chce; lecz co do mnie nie dam zezwolenia na małżeństwo z hołyszem, który przed kilku dniami nazwał mnie...
Tu pan Jeuffroy uznał za stosowne pominąć milczeniem niegrzeczne znalezienie się Jerzego.
— Mój bracie nie możemy nic poradzić na to skoro okoliczności wzięły taki obrót — odpowiedziała panna Konstancya, która rządząc się sercem wydawała zawsze sąd trafny. Ludzie wiedzą wszystko, a ponieważ zerwanie z Markiem nastą-