Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/53

Ta strona została przepisana.

— Ja dodam tę sumkę — rzekła pośpiesznie do brata; — ja nie potrzebuję wiele, obie z Fanszetką potrafimy obywać się byle czem.
— Jeśli masz ochotę zrobić podarunek swej siostrzenicy, to wolno ci postąpić, jak ci się podoba — rzekł z udaną niechęcią. — Co do mnie, nie mogę zrobić żadnego ustępstwa.
Panna Konstancya podbiegła do pana Vélaad, mówiąc:
— Wszystko jest już ułożone, kochany panie. Ja biorę dla siebie te papiery wartościowe, które się panu nie podobają, a daję wzamian część swoich. Wszak one i tak należą do Zuzanny, gdyż cały mój majątek przejdzie kiedyś na nią.
Véland odetchnął swobodniej; lękał się czy się nie posunął zadaleko i nie wywołał zerwania, kochał bowiem szczerze Zuzannę, ale należał do liczby tych ludzi, którzy, raz obliczywszy korzyści, nie chcą się ich zrzec dobrowolnie. Jednakże, wałując się nieco, odpowiedział pannie Konscancyi:
— Ale proszę pani, to sprawa do załatwienia pomiędzy mną, a panem Jeuffroy. Ja nie prosiłem pani o nic i nie wiem nawet, czy mi wypada przyjąć ten dar.
— A dlaczegóż nie miałbyś pan przyjąć, skoro ja przyjmuję?
Véland odwrócił się z żywością i ujrzał przed sobą Zuzannę, której wielkie błękitne oczy płonęły blaskiem gniewu. Stał więc pomięszany i zjęty niemiłem przeczuciem, zapytując się w dachu, czy słyszała słowa, które wypowiedział