Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/61

Ta strona została przepisana.

Tymczasem Zuzanna, zostająca dotychczas pod wpływem nerwowego rozdrażnienia, nie okazywała żadnej słabości i starała się pocieszyć zrozpaczoną pannę Konstancyą.
— Czego plączesz, ciociu? — powtarzała z ożywieniem. — Czy mój narzeczony zasługuje na to, aby go żałowano? Wszak słyszałaś, że chciał się cofnąć. Powinnaś bardziej cenić moję osobę, kochana ciotko. Ty, co jesteś tak wspaniałomyślna, powinnaś nim pogardzać.
— Mój Boże! mój Boże! cóż to za nieszczęście — powtarzała stara panna. — Moja droga, cóż to złego, gdy ktoś myśli o swoich interesach? Ale ty jesteś jeszcze dziecko i nie znasz wcale życia; każdy potrzebuje pieniędzy. Taka dobra partya!
— Jeszcze ciocia nazywa to dobrą partyą choć się ciocia przekonała czem był tęn człowiek! — zawołała młoda dziewczyna.
Widząc, że nie przekona ciotki, zamilkła i pogrążyła się w myślach, podczas, gdy panna Konstancya poszła się rozebrać i opowiedzieć Fanszetce szczegóły dzisiejszego zdarzenia.
Zuzanna zapytywała się jednak samej siebie z niepokojem:
— Co myśli mój ojciec? Dlaczego nie pokazał się do tej pory?
Niechętnie i ociągając się zeszła na obiad; mniemała jednak, że pozorny jej spokój pocieszy pana Jeuffroy, gdyż będzie dowodem, że rana jej zagoi się łatwo.