Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/70

Ta strona została przepisana.

— Nie mogę wymagać od pana więcej uprzejmości. Kiedy pan raczy rozmówić się z panną, Zuzanną?
— Idę do niej natychmiast — odparł pan de Preymont.
Wyszli więc razem i na dziedzińcu spotkali Jerzego Saverne, który miał ochotę okazać się niegrzecznym względem pana Véland. Lecz przyszła mu do głowy myśl inna, gdyż wziął nabok Marka i rzekł:
— Czy ty idziesz, jako poseł do panny Jeuffroy?
— Tak.
— Może jabym poszedł z tobą?
— Doprawdy — przerwał mu Preymont z niecierpliwością, — w zapale swoim tracisz poczucie przyzwoitości. Czy to dzień i godzina odpowiednia do złożenia jej wizyty?
Ale Saverne chciał koniecznie widzieć młodą dziewczynę dziś jeszcze, to też choć przyznał, że Preymont ma słuszność, szedł za nim zdaleka przez miasteczko, na końcu którego znajdowała się posiadłość pana Jeuffroy.
Preymont sądził, że zastanie Zuzannę w grabowym szpalerze, ale, dochodząc do parku, spostrzegł ją wychodzącą przez furtkę na drogę. Zuzanna minęła gościniec i skierowała się na łąkę, należącą do pana Jeuffroy. Tu zatrzymała się w cieniu drzew nad rzeczką.
Spokojnie powitała Marka, chociaż na jej pobladłej i znużonej twarzy widoczne były ślady łez.