Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/71

Ta strona została przepisana.

— Jakim sposobem znalazłeś mnie tutaj, Marku? — zapytała.
— Widziałem się wychodzącą z parku w chwili, gdy miałem iść do was. Jestem zadowolony, że spotykani cię samę, Zuzanno; pan Véland był u mnie niedawno...
Ona wzruszyła obojętnie ramionami.
— Prosił mnie, abym był jego posłem do ciebie, i...
— Czegóż on więcej żąda? — przerwała mu Zuzanna szyderczym tonem. — Czy brak czego w odesłanych mu przezemnie podarunkach? Dziwi mnie to, gdyż sama byłam przy pakowaniu i jestem pewna, że nie brakuje ani jednego strzępka, ani jednego klejnotu.
— Nie poniżaj go w ten sposób — odpowiedział Preymont łagodnie; — on myśli tylko o straconej twojej miłości i prosił mnie, abym ci powtórzył wyrazy jego żalu i nadziei, że mu przebaczysz.
Zuzanna spojrzała ze zdziwieniem na pana de Preymont i zawołała:
— Czy wistocie, Marku, podjąłeś się tego posłannictwa? Czy naprawdę wierzysz w jego miłość?
— Są rozmaite rodzaje miłości — odparł wymijająco pan de Preymont.
— A zatem jego miłość nie podoba mi się stanowczo — odpowiedziała spokojnie Zuzanna. — Co do mojej odpowiedzi... wszak usłyszał ją już wczoraj; do dziś moje zdanie w niczem się nie zmieniło. Próżnem jest naleganie z jego strony.