Strona:PL Brete - Zwyciężony.pdf/74

Ta strona została przepisana.

pozorna maska spokoju i chłodu ukrywała u niego głębokie uczucia. Nigdy nie słyszała od niego słów tak gorących, a chociaż nie domyśliła się jeszcze prawdy, ogarnęło ją dziwne pomięszanie. Trwało to jednak przelotną chwilę i nie dozwoliło jej analizować natury tego uczucia. Na nieszczęście Zuzanna, miotana najrozmaitszemi wrażeniami, z których nie zdawała sobie sprawy, gdyż następowały zbyt szybko po sobie, zawołała nieoględnie:
— Jak ty to mówisz, Marku! Jakże ty byłbyś kochał, gdybyś był mógł... gdybyś był chciał się ożenić!
Zająknęła się i zmieniła czemprędzej rozpoczęte zdanie, oblewając się purpurowym rumieńcem zpowodu swej niezręczności. Ale Preymont zrozumiał ukryte znaczenie tych słów i gwałtowna boleść przeniknęła jego duszę.
Nastała przykra chwila milczenia, wreszcie Marek odezwał się chłodno:
— Dajmy pokój tej kwestyi... nie przyszedłem tu poto, aby mówić o sobie. Czy nieodwołalnie, Zuzanno, nie chcesz cofnąć swego postanowienia? Czy nie lękasz się tego, że twoje niedoświadczenie wywołało w tobie sąd zbyt pośpieszny?
— Co nazywasz w tym razie mojem niedoświadczeniem? — zawołała znowu z akcentem gniewu. — Czy jestem lub nie jestem kochana? Ty, który utrzymujesz, że znasz mnie dobrze, czy nie stawiasz mnie wyżej od człowieka, który, cokolwiek mogłabym powiedzieć teraz na jego usprawiedliwienie, chciał mnie poświęcić dla inte-